Aleksander Sławiński
Tegoroczny kijowski Marsz Równości z powodu wojny odbędzie się w Warszawie. Jego uczestnicy mówią, o tym, jak wyglądała sytuacja osób LGBT w Ukrainie, co zmieni wojna i dlaczego coming outów nagle zrobiło się wśród ich rodaków więcej niż kiedykolwiek.
Tegoroczna Parada Równości w Warszawie będzie inna niż dotychczasowe. Wspólnie przez miasto przejdzie marsz polski i ukraiński. Organizatorem tego drugiego jest organizacja KyivPride, która z powodu trwającej wojny nie mogła zorganizować swojej parady w 10. rocznicę pierwszego kijowskiego Marszu Równości.
Parada Równości 2022 w Warszawie łączy dwie stolice
- Ostatnio jestem zapraszana do wielu miast. Byłam gościem marszu w Rydze, w przyszłym tygodniu jadę do Kolonii. Uznaliśmy jednak, że to właśnie Warszawa będzie miejscem, w którym zorganizujemy tegoroczny pochód. Polska od samego początku bardzo pomaga Ukrainie – mówi Lenny Emson, przewodnicząca KyivPride, która do Warszawy przyjechała razem z 25 innymi osobami.
Jak opowiada, przedstawiciele polskich organizacji skontaktowali się z nimi już drugiego dnia wojny: - Zadzwoniła do mnie Julia Maciocha z Parady Równości, zaproponowała pomoc. Od tego czasu współpraca z Polską stała się o wiele silniejsza. Chcemy podążać drogą, którą w ostatnich latach przeszedł wasz kraj.
Bo choć to trudno w to uwierzyć, to dla wielu Ukraińców Polska jest wzorcem osobistych swobód. O ile bowiem porównywanie Ukrainy do państw zachodniej Europy wydaje się pozbawione sensu, to w kwestii tolerancji nawet Polska jest o krok albo i dwa przed Ukrainą. - Osiągnęliście to, co my dopiero planujemy osiągnąć - mówi Emson.
I tłumaczy: największy ukraiński marsz równości zgromadził ok. 7 tys. osób, podczas gdy w Warszawie było na nim kilkadziesiąt tysięcy. - Wasz marsz ma mieć pięć kilometrów długości. U nas to niewyobrażalne. Ostatnio pozwolono nam, żeby trasa miała kilometr. Policja argumentowała, że inaczej nie wystarczy im funkcjonariuszy do ochrony przed atakami.
Rzeczywiście, gdy ogląda się zdjęcia z kijowskiego Marszu Równości, widać na nich szczelny kordon policji. Nikt nie może sobie do marszu spontanicznie dołączyć albo pójść do domu przed jego zakończeniem. A warto podkreślić, że ta parada idzie przez stolicę, miasto, o którym moi rozmówcy mówią, że jest wyspą wolności.
Ale i tutaj sytuacja się zmienia: - Na pierwszym pochodzie w 2012 roku było nas około 200 osób, a policja odmówiła nam ochrony, twierdząc, że prowokujemy zamieszki. W 2021 roku marsze odbywały się już w wielu miejscach, a siły porządkowe współpracowały z nami - twierdzi Emson.
Sytuacja osób LGBT w Ukrainie. Czym różni się od Polski?
Jak w Warszawie czują się Ukraińcy, którzy w tym roku przejdą przez polską stolicę w marszu KyivPride? - Pierwszą rzeczą, która mnie uderzyła, była masa tęczowych flag w oknach. U nas w ten sposób ryzykujesz, że ktoś co najmniej wybije ci okno – mówi Ołeh Tiuriakow, który do Warszawy przyjechał trzy lata temu i pracuje w fundacji Lambda jako koordynator pomocy uchodźcom z Ukrainy. Jak opowiada, główna różnica przy porównaniu sytuacji z Kijowem polega na tym, że w Warszawie nawet jeżeli homofobia jest obecna, to raczej bierna. – Wielu moich kolegów w Ukrainie zostało pobitych, tutaj nie mamy poczucia, że ktoś nas zaatakuje. Kilka lat temu podpalono w Kijowie galerię sztuki tylko dlatego, że obrazy wystawiał tam otwarty gej – wspomina.
Z Ołehem zgadza się Den z Zaporoża. Z Ukrainy uciekł na początku marca, podobnie jak wielu jego krajanów, przeraziło go bombardowanie pobliskiej elektrowni atomowej w Enerhodarze: - Gdy przyjechałem do Polski, pierwszym zaskoczeniem było, że możesz się ubierać jak chcesz. U nas ludzie boją się wyglądać odmiennie, a pobicia to norma.
A jego sytuacja jest jeszcze trudniejsza, bo jest osobą transpłciową. Jednak nawet on dostrzega zmiany na plus: - W zeszłym roku była w Zaporożu pierwsza parada. Co prawda agresji było mnóstwo, a pop przyszedł „przepraszać Boga" za marsz, ale udało nam się przejść przez miasto. To wielki sukces – ocenia Den. – Każdy może zobaczyć, że jesteśmy zwykłymi ludźmi, przyzwyczaić się do inności. Nie ma innej drogi niż pokazywanie, że istniejesz.
Oblężeni przez Rosjan i rodaków
- Ukraińskie społeczeństwo jest bardzo konserwatywne w kwestii ról płciowych – mówi Switłana Dubowa, która pracuje jako psycholog w fundacji Lambda. - Przed wojną miałam swoją praktykę w Winnicy, to miasto średniej wielkości. Przychodziło do mnie wiele osób LGBT, dla których byłam jedynym człowiekiem, który ich wysłucha. Do swojej tożsamości nie mogli się przyznać ani rodzinie, ani znajomym.
Poważnym problemem jest też dyskryminacja w pracy. - Szefowie nie chcą konfliktów w zespole. Nie wiedzą też, jak się odnosić do takich jednostek, więc ich unikają. To prowadzi do jeszcze większej izolacji osób LGBT od otoczenia - tłumaczy. Widać to zarówno na wschodzie, jak i na zachodzie kraju. Na zachodzie wpływ na to ma głęboka religijność Ukraińców, na przemysłowym wschodzie - sowieckie dziedzictwo.
Jej zdaniem osoby LGBT wyjątkowo mocno cierpią z powodu wojny. - Mają wiele traum, ponieważ są obiektem agresji. W Polsce wydają się być w lepszym położeniu. Czują się swobodniej ze swoją orientacją, nie mają poczucia, że są w podwójnym oblężeniu, zarówno ze strony Rosji, jak i współobywateli - twierdzi Dubowa.
Ale u niektórych z uchodźców to pozytywne pierwsze wrażenie już się zmienia. - Gdy przyjechałam do Warszawy, miałam poczucie "o Boże, jestem w Europie, nareszcie wolna" - opowiada Anna, studentka anglistyki z Zaporoża. - Ale im dłużej tu mieszkałam, tym bardziej czułam, że coś jest jednak nie tak. A potem dowiedziałam się, jak wygląda wasze prawo aborcyjne.
Uderzyło ją, że zgwałcone Ukrainki mogą nie mieć prawa do usunięcia ciąży. - To chore. Czyli gdyby mnie zgwałcił jakiś Rosjanin, musiałabym urodzić to dziecko? Dowiedziałam się, że to prawo to wpływ Kościoła. Dlaczego ludzie tak boją się księży? W Ukrainie jak ktoś wierzy, to wierzy, ale nie narzuca tego wszystkim wokół - dziwi się.
Co zmieni wojna w Ukrainie?
Jak sytuację osób LGBT zmieniła wojna? - Przede wszystkim rozbiła stereotypy. Szczególnie wobec gejów. Niedawno widziałem zdjęcie grupy żołnierzy z tęczowymi wlepkami na karabinach. Znika przekonanie, że homoseksualista jest miękki, że nie potrafi walczyć. Wszyscy bronią ojczyzny, różnice znikają. - opowiada Den. Mamy do czynienia z procesem emancypacji przez walkę: uciskane grupy czują, że krwią zdobyły dla siebie prawa i nie mogą z nich zrezygnować.
Czy wpływa na to fakt, że jednym z fundamentów putinowskiej ideologii jest właśnie homofobia? - Większość ludzi nie ma pojęcia o tym elemencie propagandy Putina. Zdarzają się wręcz oskarżenia, że to osoby LGBT są agentami Rosji - opowiada Lenny Emson. Dlatego, jak zauważa, od 24 lutego ataki homofobiczne nasiliły się. Często z powodu braku policyjnej ochrony, mającej teraz inne zadania.
Niejednoznaczna jest także postawa władz. W połowie czerwca, dwa dni po tym, jak Wołodymyr Zełenski podpisał antyprzemocową konwencję stambulską, jego doradca Ołeksij Arestowicz mówił o homoseksualizmie jako "chorobie, którą trzeba leczyć". - To idiotyzm, staramy się o status kandydata do UE, a tu nagle Arestowicz wyskakuje z czymś takim - mówi Emson. Ale przyznaje, że była mile zaskoczona oburzeniem, które te słowa wywołały w mediach społecznościowych.
Fala coming outów
Wojna zmieniła także to, że widoczność osób LGBT jest teraz większa niż kiedykolwiek wcześniej. - Do niedawna coming outy były w Ukrainie rzadkością, teraz to powszechne nawet w armii, gdzie niemal codziennie słyszymy o tym, że ktoś się ujawnił. Ludzie czują, że mogą zginąć w każdej chwili, dlaczego więc mieliby wreszcie nie powiedzieć, kim są naprawdę? - opowiada organizatorka kijowskiej parady w Warszawie.
- W naszej armii walczą kobiety, geje, lesbijski, osoby trans i aseksualne. Każdy broni wolności, wielu zaczyna rozumieć, że oznacza ona też wolność osobistą - twierdzi Anna. Jej zdaniem do ludzi powoli dociera także związek między nietolerancją a okrucieństwem okupantów. Przyczynili się do tego cieszący się złą sławą czeczeńscy kadyrowcy: - Ludzie zaczęli czytać o Czeczenii, dowiedzieli się, że w tym kraju są obozy koncentracyjne dla homoseksualistów. To daje do myślenia.
I podsumowuje z nadzieją: - Jestem pewna, że po wojnie znajdziemy się w zupełnie innym miejscu. Trzeba tylko tę wojnę wygrać.
Trasa Parady Równości w Warszawie
Start i finał sobotniego (25 czerwca) przemarszu zaplanowane są na pl. Defilad. O godz. 14 uczestnicy wyruszą spod Pałacu Kultury i ul. Marszałkowską, przez pl. Konstytucji oraz ul. Waryńskiego dojdą do metra Politechnika. Stamtąd skręcą w al. Armii Ludowej w kierunku pomnika Lotnika, potem w al. Niepodległości i idąc na północ w kierunku al. Jana Pawła II oraz ul. Świętokrzyskiej wrócą na pl. Defilad. Zakończenie pochodu jest planowane o godz. 17.