Anna Gmiterek-Zabłocka
Aktywiści, którzy od wielu miesięcy pomagają na polsko-białoruskiej granicy, napisali list otwarty. Do prezydenta, premiera, posłów, senatorów, europarlamentarzystów. Apelują m.in. o pomoc dla ludzi, którzy trafiają z granicy do zamkniętych ośrodków dla cudzoziemców. "Jak mówią, są witani przez funkcjonariuszy słowami: witamy w Guantanamo" - wskazują.
20 czerwca obchodzimy Światowy Dzień Uchodźcy. Choć Polacy pokazali i pokazują wielkie serce pomagając uchodźcom z Ukrainy, to nie wszyscy mogą liczyć choćby na przychylność ze stronu władz. Na polsko-białoruskiej granicy od sierpnia ubiegłego roku trwa ludzki dramat. Migranci z Syrii, Iraku, Iranu, Afganistanu, Kuby i wielu innych państw próbują dostać się do Polski i proszę o status uchodźcy. Ukrywają się w podlaskich lasach, pomagają im okoliczni mieszkańcy i wolontariusze, których jest niestety coraz mniej. Nagminne jest wypychanie cudzoziemców z powrotem na Białoruś, czyli tzw. push-backi. Zarówno w stosunku do mężczyzn, jak i kobiet oraz dzieci. Z drugiej strony, te osoby, którym uda się - złożyć wniosek o status uchodźcy trafiają do ośrodków strzeżonych. Wielokrotnie opisywaliśmy dramatyczne warunki w ośrodku stworzonym na poligonie w Wędrzynie. Przedstawiciele Rzecznika Praw Obywatelskich pisali o nieludzkim i poniżającym traktowaniu.
Podobnie jest w innych ośrodkach strzeżonych. Coraz więcej osób, które przebywają tam od wielu miesięcy, nie jest w stanie dłużej tego znieść. Nie rozumieją swojej sytuacji prawnej, bo nie ma kto im jej wytłumaczyć - brakuje tłumaczy, prawników, psychologów. Pojawiają się protesty i głodówki - choćby ostania grupy Kurdów w ośrodku Lesznowoli, która trwała ponad miesiąc.
Trudna sytuacja uchodźców
Aktywiści, którzy pomagają migrantom - m.in. regularnie wysyłają im paczki z jedzeniem, ubraniami, telefonami komórkowymi (ale bez wideo)- napisali list otwarty do najwyższych władz w kraju. Piszą w nim, że są "głęboko zaniepokojeni sytuacją uchodźców z granicy polsko–białoruskiej oraz antyuchodźczą propagandą rządu polskiego prowadzoną w stosunku do uchodźców pochodzących z Syrii, Iraku, Iranu, Afganistanu oraz z krajów afrykańskich". "Ofiarami przemocy i procedury push-back są dzieci, kobiety, mężczyźni. Relacje naocznych świadków są wstrząsające. Pomaganie ludziom w lesie jest karalne i osoby niosące pomoc są aresztowane, a ich sprawy kierowane są do prokuratury - donoszą aktywiści.
Autorzy listu domagają się m.in. wprowadzenia niezależnych programów psychologicznych we wszystkich Strzeżonych Ośrodkach dla Cudzoziemców i dopuszczono niezależne organizacje w celu usprawnienia procesu legalizacji pobytu w Polsce. Wskazują, że łamanie praw człowieka na granicy polsko białoruskiej powinno się jak najszybciej skończyć.
Szczegółowo opisują też, jak traktowani są ludzie w ośrodkach. Podają konkretne, często wstrząsające przykłady. "Mieszkańcy ośrodków żyją w stresie, apatii, lękach i totalnym braku kontaktów społecznych. Są przerażeni, a ich stan się pogłębia. Wbrew prawu dokonuje się rozdzielenia rodzin, a dzieci nie znające języka, trafiają do domów dziecka i ośrodków dla trudnej młodzieży" - czytamy w liście.
"Znamy między innymi przypadek trzynastoletniej dziewczynki, którą Straż Graniczna rozdzieliła z wujkiem. Wujek był w posiadaniu dokumentów z Iraku, na których rodzina przekazała mu opiekę prawną nad dzieckiem. Mała uchodźczyni trafiła i nadal przebywa w Domu Dziecka w Gdańsku, a jej wujek został umieszczony w ośrodku w Wędrzynie i został pozbawiony kontaktów z dziewczynką - piszą aktywiści.
Opisują konkretnych ludzi, którzy nie znają języków i znaleźli się w okratowanym miejscu, gdzie nie mają z kim porozmawiać. W takiej sytuacji znalazł się choćby Hindus studiujący w Ukrainie, który uciekając przed wojną z Ukrainy, został zatrzymany i osadzony w ośrodku zamkniętym. Mówi tylko w hindi. Jest w traumie, podobnie jak wielu innych.
Wolontariusze piszą w liście również o tym, że cudzoziemcom ogranicza się niemal do zera kontakt ze światem zewnętrznym. "Osadzeni mogą korzystać jedynie z poczty gmail oraz ze Skype, ale tylko w określonym czasie – przeważnie mają tylko 20 minut na to, aby zeskanować dokumenty swoich spraw o ochronę międzynarodową i napisanie maila. Jest możliwość widzenia się z rodziną poprzez Skype, ale nie wszyscy osadzeni o tym wiedzą, a dodatkowo bardzo często są karani odebraniem im możliwości rozmowy z rodziną z powodu np. prowadzonego strajku głodowego" - czytamy w liście.
Znajdziemy tu również opisy niewłaściwego traktowania ludzi przez funkcjonariuszy, np. zamykanie w izolatce. "Prawie wszyscy osadzeni mówią o przemocy funkcjonariuszy już w trakcie przyjęcia – według nich są witani przez funkcjonariuszy słowami" "witamy w Guantanamo" - piszą aktywiści.
"Łamanie praw człowieka powinno się natychmiast skończyć"
Aktywiści apelują, żeby jak najszybciej zakończyć "łamanie praw człowieka na granicy polsko-białoruskiej". " Należy podjąć odpowiednie kroki, aby wymusić przestrzeganie prawa na obszarze objętych kryzysem uchodźczym. Należy zrobić wszystko, aby polski rząd zmienił niezgodne z prawem rozporządzenia, które przyjął w ostatnich miesiącach, a powszechnie stosowana praktyka push-backów powinna stać się przeszłością. Należy również podjąć wszelkie możliwe działania, aby polskie sądy nie nadużywały stosowania nakazu detencji dla uchodźców, którzy przekroczyli polsko – białoruską granicę, zwłaszcza wobec rodzin z dziećmi. W ośrodkach strzeżonych należy zapewnić osadzonym pomoc medyczną oraz psychologiczną. Funkcjonariusze Straży Granicznej muszą zaprzestać stosowania przemocy wobec osadzonych i powinni zostać przeszkoleni w dziedzinie przestrzegania praw człowieka" - czytamy w liście otwartym.
Aktywiści podkreślają, że pomoc dla uchodźców nie powinna być "samotną walką wolontariuszy o każdego człowieka zamkniętego w ośrodku strzeżonym lub przebywającego w ośrodku otwartym". "Pomoc dla uchodźców powinna być systemowa, dlatego należy wypracować odpowiednie i jak najlepsze procedury. W tym celu Urząd do spraw Cudzoziemców powinien podjąć aktywną współpracę z wolontariuszami oraz z organizacjami społecznymi mającymi doświadczenie w pomocy uchodźcom oraz obcokrajowcom - radzą.
List jest dostępny w internecie - tutaj można się pod nim podpisywać.
Na Podlasiu, podobnie jak na części Lubelszczyzny obowiązuje od wielu miesięcy nieformalny "stan wyjątkowy" - dostępu do potrzebujących pomocy cudzoziemców nie mają choćby lekarze czy dziennikarze. Od 1 lipca ma się to zmienić. Przestanie obowiązywać rozporządzenie o zakazie przebywania na obszarze przygranicznym. Zakaz ma dalej obowiązywać, ale tylko w odległości 200 metrów od granicy.
W środę - w związku z listem aktywistów - ma się odbyć protest przed budynkiem Sejmu.