Slavoj Žižek
Kiedy Rosja dewastuje Ukrainę, a Władimir Putin odmawia narodowi ukraińskiemu prawa do istnienia – trudniej zaprzeczać, że nowy rząd izraelski pod przywództwem premiera Benjamina Netanjahu de facto dokonuje aneksji Zachodniego Brzegu.
W pierwszą rocznicę rosyjskiej wojny świętować można było tylko rozmiar i odwagę ukraińskiego oporu. Zaskoczyły one wszystkich, łącznie z sojusznikami Ukrainy, a może nawet samymi Ukraińcami i Ukrainkami. A poprzez samoobronę Ukraina ulega przemianom.
„Pragnienie wewnętrznej sprawiedliwości nie osłabło” – pisze dziennikarka Kateryna Semczuk. „A wręcz wzrosło – i słusznie, skoro większość obywateli i obywatelek ryzykuje życie, walcząc z ludobójczym zagrożeniem z Rosji. Przyszłość Ukrainy stała się dla jej mieszkanek i mieszkańców sprawą tak osobistą, że dziś bardziej niż kiedykolwiek wcześniej wyczuleni są na to, jakim krajem się stajemy i jak powinno być po wojnie”.
Zgodnie z tymi nowymi nastrojami prezydent Wołodymyr Zełenski zwolnił ostatnio kilku wysoko postawionych urzędników podejrzewanych o łapownictwo i inne występki. Jednak dopiero się okaże, czy ta kampania antykorupcyjna rozrośnie się w bardziej radykalną odpowiedź na pytanie „jak powinno być po wojnie?”.
Czy Ukraina będzie po prostu gonić zachodnie demokracje liberalne i pozwoli się gospodarczo skolonizować wielkim zachodnim korporacjom? Czy tak jak Polska dołączy do populistycznej reakcji na globalizację i wolny rynek? A może pokusi się o trudną próbę wskrzeszenia demokracji w starym stylu?
Odpowiedzi na te pytania są ściśle powiązane z mieszanym światowym odbiorem rosyjskiej agresji. Bowiem aby odpowiednio potępić rosyjski kolonializm, trzeba wykazać się konsekwencją, potępiając również inne przypadki podboju, zwłaszcza takie jak izraelska opresja wobec Palestyńczyków na Zachodnim Brzegu Jordanu i w Strefie Gazy.
Zgoda, do okupacji Zachodniego Brzegu nie doszło wskutek zbrojnej ofensywy ani inwazji. Jest ona spuścizną po wojnie sześciodniowej w 1967 roku, przegranej przez państwa arabskie. Ponadto o konflikcie izraelsko-palestyńskim zawsze należy wypowiadać się ostrożnie, skoro debata ta często służy do podsycania antysemityzmu – problemu, który na Zachodzie obecnie przybiera na sile. Rozwaga jest wskazana zwłaszcza teraz, kiedy przemoc izraelsko-palestyńska się wzmaga.
Niezaprzeczalnym faktem pozostaje jednak to, że większość Palestyńczyków i Palestynek mieszkających dziś na Zachodnim Brzegu urodziła się pod okupacją, a po ponad sześćdziesięciu latach nie ma żadnych realnych perspektyw na uzyskanie autentycznej państwowości. Przeciwnie, zmuszeni są oni bezradnie obserwować stopniowe przywłaszczanie ziem przez izraelskich osadników. Zachodnie media nie mogą się nachwalić „heroicznego oporu” Ukrainy, ale milczą na temat Palestyńczyków i Palestynek z Zachodniego Brzegu, opierających się reżimowi coraz bardziej porównywalnemu do dawnego apartheidu w RPA.
Teraz – kiedy Rosja dewastuje Ukrainę, a Władimir Putin odmawia narodowi ukraińskiemu prawa do istnienia – trudniej zaprzeczać, że nowy rząd izraelski pod przywództwem premiera Benjamina Netanjahu de facto dokonuje aneksji Zachodniego Brzegu. W grudniu 2022 roku rząd izraelski oświadczył wprost, że „naród żydowski ma wyłączne i niepodważalne prawo do wszystkich terenów Ziemi Izraela”, w tym Judei i Samarii – czyli Zachodniego Brzegu.
Koalicja Netanjahu na tym nie poprzestała. Zgodnie z oceną Just Security, inicjatywy działającej przy Szkole Prawa Uniwersytetu Nowojorskiego, „najważniejsze dokumenty nowego rządu wskazują na wyraźny i drastyczny zwrot w wyznaczaniu ram normatywnych dla zarządzania tymi terytoriami: przejście od prawa okupacyjnego do zastosowania krajowego prawa izraelskiego”. W praktyce sprowadza się to do „aneksji pod każdym względem, z wyjątkiem nazwy”. Tak więc zmiany w prawie o własności wroga sprawią, że leżące na Zachodnim Brzegu majątki wrócą do Izraelczyków, do których należały przed 1948 rokiem. Oczywiście zadziała to tylko w jedną stronę: należące niegdyś do Palestyńczyków nieruchomości w Izraelu nie zostaną „wydane” dawnym właścicielom.
W zasadzie taka zmiana mogłaby mieć charakter postępowy. Wynika z niej bowiem, że nie da się już uzasadnić przestrzegania osobnych reżimów prawa dla Izraelczyków i dla Palestyńczyków z Zachodniego Brzegu – czyli zjawiska, na którym opiera się oskarżenie o apartheid. Wiemy jednak, że nowego rządu izraelskiego z pewnością nie można nazwać postępowym. Jak zostanie zorganizowana ta aneksja? Jeśli Zachodni Brzeg po prostu zostanie włączony do Izraela, czy mieszkające tam niecałe trzy miliony Palestyńczyków nie powinny otrzymać obywatelstwa izraelskiego i możliwości głosowania w izraelskich wyborach?
Oczywiście takiego rezultatu nie zaakceptują Netanjahu ani jego prawicowi sojusznicy. Jednak zapobiec mu mogą tylko na dwa sposoby. Albo z zabranych ziem wydalą możliwie największą liczbę Palestyńczyków, albo zaprowadzą opisywany przez Just Security „zinstytucjonalizowany reżim systematycznej opresji i dominacji jednej grupy [etnicznej] nad drugą z zamiarem jego podtrzymania, co znane jest jako apartheid”.
W ostatnich kilku miesiącach Izraelem wstrząsają demonstracje przeciwko próbom podporządkowania sądownictwa woli rządu Netanjahu. Jednak setki tysięcy liberalnych, kochających wolność Izraelczyków i Izraelek, którzy wyszli na ulice, w dużej mierze ignorują niedolę Palestyńczyków i Palestynek (a także Arabów i Arabek, stanowiących 20 proc. ludności Izraela), mimo że to właśnie oni najbardziej ucierpią na nieliberalnych reformach nowego rządu. Proponowane ustawy traktowane są jako wewnętrzna sprawa żydowska.
Aktem prawdziwego sprzeciwu byłoby rozpoznanie, o jaką stawkę faktycznie toczy się gra. Liberałowie izraelscy, aby obronić swoją demokrację i rządy prawa, powinni wypracować wielką koalicję demokratyczną z udziałem reprezentantów i reprezentantek Palestyny. Tak, będzie to posunięcie radykalne i ryzykowne. Złamie ono bowiem niepisaną zasadę izraelskiej polityki, głoszącą, że Izraelczycy pochodzenia palestyńskiego nie mogą decydować o losach kraju.
Radykalizm może jednak stanowić jedyny sposób zapobieżenia przemianie Izraela w kolejne państwo religijno-fundamentalistyczne, a może nawet rasistowskie. Taka przemiana byłaby kpiną. Oznaczałaby ona zerwanie głębokich historycznych związków Żydów z oświeceniem i dążeniem do sprawiedliwości – a przy tym kolejne zwycięstwo sił oddanych ciemnym ideom.